poniedziałek, 5 września 2016

To koniec. I co teraz?


- Srutututu majtki z drutu!
Gówniarz zręcznym kopem podciął mi nogi. Błędnik oszalał. Piszczel wyła z bólu, ja chyba też. Przynajmniej przez ten moment lotu z pionu do poziomu zarzyganego chodnika.  Kto, co, dlaczego. Nieważne. Złapałam dech, łapczywie czerpiąc pożywkę dla nieludzkiego skowytu, który wyrwał mi się, bo gówniarz poprawił celnym strzałem w zakończenie mięśnia brzuchatego. Kurwaaa, od kiedy bandyci uczą się anatomii???
Łzy mieszały się z... nie chciałam wiedzieć, z czym. Wyłam, wrzeszczałam a w głowie wirował Wszechświat.
Gdzieś tak przy przedostatniej galaktyce przed końcem wszystkiego, wykrzyczany ból zelżał do pięciuset w dwunastostopniowej skali udręczenia.
Przekręciłam się na plecy. Było mi obojętne, na czym leżę i co zrobię. Patrzyłam w niesamowicie błękitne niebo. Uśmiechało się do mnie. Wyszczerzyłam zęby, bo w chwili obecnej tylko tak umiałam odpowiedzieć a ono puściło oko i zrzuciło mi cieniutką, koloru wody, nić. Chwyciłam ją i nawijałam na palce. Zajęcie to odciągnęło myśli od czterech setek w skali mojej gehenny.
To było interesujące. Nić zmieniała kolor. Wodnistobłękitna przeszła w zieloną, potem w brąz, żółć, pomarańcz, znów błękit, zieleń... Najwięcej było błękitu, potem zieleń, trochę żółtego, sporo brązu. Cienkie to strasznie. Tyle godzin nawijania a mam dopiero małą kuleczkę. Oderwałam na chwilę wzrok od niej, bo coś zmieniło się w moim otoczeniu. Leżałam na małej wysepce. Kilka płyt chodnikowych pode mną, nadal zarzyganych, niestety, a wokół próżnia.
Sprułam świat jak stary sweter babci Czesi.
To koniec. A co będzie dalej?

(Tym krótkim tekstem przypominam o swoim istnieniu. Rozpuściłam się w ciągu ostatnich tygodni jak dziadowski bicz i tylko felietony mnie mobilizowały do pisania. Obiecuję poprawę i idę odpokutować czytając warunki ubezpieczenia zbiorowego uczniów potrzebne do następnego felietonu.)

2 komentarze:

  1. Już mam jakiś pomysł w głowie, więc niebawem coś powstanie, ale co, nie mam pojęcia, bo ten tekst o końcu prowadził mnie od początku do końca bez planu :)

    OdpowiedzUsuń