Zauważyłam je pewnego, czerwcowego dnia na lusterku mojego auta. Dziwny początek, ale prawdziwy.
Zadomowiło się już, bo sieć była dość dobrze zamocowana na drzwiach. Zaczęłam obserwacje.
"E, zgubi się w trakcie jazdy" - pomyślałam.
Zjeździł ze mną Podlasie, wypadł razem na Suwalszczyznę, potem skoczył z nami na rodzinny wyjazd do Jastarni, gdzie odwiedził liczne grono kuzynów (jest ich tam mnóstwo), zwiedził ze mną Zamość, Lublin i południe Polski. Zrobiliśmy razem dobrych kilka tysięcy kilometrów. Nie zgubił się. Nauczył się rewelacyjnie funkcjonować w czym pomogła konstrukcja lusterka wstecznego.
W czasie jazdy chował się w osłonie, żeby nie zdmuchnął go pęd powietrza. Podobnie było w czasie deszczu - idealny dom dla niego. Zniszczoną w czasie jazdy sieć pieczołowicie odbudowywał.
Pewnego razu pewnie zdziwił się, bo wyszedł w nocy zza osłony, a tu jakiś dziwny, podświetlony zamek na wzgórzu.
"What the f*ck??? 😮 - bardzo chciałabym zobaczyć jego minę w tym momencie.
I w taki sposób spędził dwie noce na parkingu pod zamkiem w Lublinie. Co więcej, nosiło mnie w tamtym roku okrutnie, więc odwiedził też inny zamek - największe skupisko cegieł w Europie, jak mawiają przewodnicy - czyli zamek w Malborku (przepiękny zresztą i imponujący). Ciągnie swój do swego, bo moim zwierzątkiem był pająk.
Odszedł gdzieś sobie wraz z większymi przymrozkami. I zrobiło mi się smutno, bo naprawdę ciekawe były obserwacje jego życia, jak radzi sobie w takim nietypowym środowisku. Mój pasażer na gapę, który został na kilka miesięcy. Fan jazdy samochodem, jak ja. Urósł imponująco, więc nie głodował.
Nie jestem jakąś tam miłośniczką pająków, ale...
Chętnie adoptuję pająka na zewnętrzne lusterko wsteczne. Obojętnie po której stronie. Od wiosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz