Tym razem zadanie polegało na napisaniu wierszyka w stylu swojego ulubionego autora.
Oto wierszyk, który "nieznacznie" zmieniłam.
„Wlazł kotek na płotek i mruga,
ładna to piosenka, nie długa.
Nie długa, nie krótka, lecz w sam raz,
zaśpiewaj koteczku, jeszcze raz”.
W najbardziej odległym miejscu wszechświata, gdzie nawet neutrina zawracają, przez kosmiczną pustkę płynął niezwykły układ. Mała gwiazdka pulsowała zielonym blaskiem nie zdając sobie sprawy z tego, że przeczyła wszelkim zasadom termodynamiki.
Wydzielając z siebie zieloną energię oświetlała jedynego towarzysza w tym najodleglejszym zakątku czasu i istnienia - planetę O.
Nikt nie zna imienia tego, który ją tak nazwał, bo taki ktoś nie istnieje. O, bo towarzysz dziwoląga-gwiazdy był również wyjątkowym wybrykiem sił kosmicznych. O jak obwarzanek, gdyż taki miał kształt ten frapujący wszystkich astrofizyków świat. Bardzo Gruby Obwarzanek.
Wirował. Nikt nie wiedział dlaczego. Dopiero gdy ktoś zamiast patrzeć z góry postanowił zmienić perspektywę na oddolną dostrzegł niezwykłe zjawisko.
Pod powierzchnią, leżąc na plecach na tym imponującym z punktu widzenia areału, zero g niebycie, przebierały łapkami zielone myszki. Ich ubarwienie było zdeterminowanym działaniem ciała nieb... zielonego. Tempo było jednostajne przywodząc na myśl karuzelę dla chomików w bardzo ekstrawaganckim, kosmicznym wydaniu. Myszki przy bliższym oglądzie stawały się myszami, potem mychami by stać się w końcu myszomonstrami. Nie przeszkadzało im to jednak w beztroskim machaniu łapkami i płynięciu z całym tym majdanem przez bezkresny kosmos.
A dziwny świat żył. Na powierzchni, w zależności od położenia względem siły odśrodkowej funkcjonował pewien gatunek dwunożnych. Ci na wewnętrznej części O, z ograniczeniem dopływu światła nieśli na swych karkach większy ciężar grawitacji. Błotniste i ciemne zaułki odstraszały każdego, kto zabłądził w tych rejonach. Im dalej od tego wewnętrznego pierścienia tym lżej, jaśniej i radośniej. Na zewnętrznej krawędzi żyły sobie istoty, które korzystając z dogodnych warunków grawitacyjnych urządzały sobie dzikie rajdy na miotłach. Zwyczajna część populacji omijała również te okolice, bo wiedźmoloty obcując w bliskim sąsiedztwie zielonych myszy miały bardzo często dziwne pomysły, na które skazywały tego zwyczajnego biedaka, który im się przypadkiem napatoczył.
I tak, jakimś cudem funkcjonował ten świat pośrodku którego, w centrum obwarzankowej próżni, w miejscu osi obrotu stał fragment płotu.
Na nim siedział kot. Czerń podświetlona zielenią dawała efekt, który przeciętnemu zjadaczowi strawy zmieniał pozycję włosów na wertykalną.
Kot ziewnął.
Siedział od zawsze tak samo. Kontemplował niezliczone eony historii tej pipidówy uniwersum.
Miał tylko jedno zadanie, gdy obracając się wraz z planetą O, będąc tyłem do gwiazdy ujrzał ponownie promień światła miauczał. Dwunożni zrywali wtedy kartki w kalendarzach i witali nowy dzień.
- Miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu... - brzmiało przez długi czas docierając wraz z pierwszymi promieniami do kolejnych rejonów tego cudacznego świata.
Skończył a echa niosły ten dźwięk jeszcze do najdalszych krain. Mrugnął ślepiami. Zadumał się na chwilę, która trwała aż oddźwięk przebrzmiał a gdy znów zobaczył pierwszy promień, otworzył wielki pyszczek odsłaniając monstrualne kły, nadając ten nieruchliwej postaci cała gamę określeń związanych ze skrzypnięciem deski w pustym domu, północą na starym cmentarzu i pełną pieluchą.
- Miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...- wybrzmiało.
Gdzieś na powierzchni tego skalnego bajgla trzasnęły trwożnie drzwi.
Wydzielając z siebie zieloną energię oświetlała jedynego towarzysza w tym najodleglejszym zakątku czasu i istnienia - planetę O.
Nikt nie zna imienia tego, który ją tak nazwał, bo taki ktoś nie istnieje. O, bo towarzysz dziwoląga-gwiazdy był również wyjątkowym wybrykiem sił kosmicznych. O jak obwarzanek, gdyż taki miał kształt ten frapujący wszystkich astrofizyków świat. Bardzo Gruby Obwarzanek.
Wirował. Nikt nie wiedział dlaczego. Dopiero gdy ktoś zamiast patrzeć z góry postanowił zmienić perspektywę na oddolną dostrzegł niezwykłe zjawisko.
Pod powierzchnią, leżąc na plecach na tym imponującym z punktu widzenia areału, zero g niebycie, przebierały łapkami zielone myszki. Ich ubarwienie było zdeterminowanym działaniem ciała nieb... zielonego. Tempo było jednostajne przywodząc na myśl karuzelę dla chomików w bardzo ekstrawaganckim, kosmicznym wydaniu. Myszki przy bliższym oglądzie stawały się myszami, potem mychami by stać się w końcu myszomonstrami. Nie przeszkadzało im to jednak w beztroskim machaniu łapkami i płynięciu z całym tym majdanem przez bezkresny kosmos.
A dziwny świat żył. Na powierzchni, w zależności od położenia względem siły odśrodkowej funkcjonował pewien gatunek dwunożnych. Ci na wewnętrznej części O, z ograniczeniem dopływu światła nieśli na swych karkach większy ciężar grawitacji. Błotniste i ciemne zaułki odstraszały każdego, kto zabłądził w tych rejonach. Im dalej od tego wewnętrznego pierścienia tym lżej, jaśniej i radośniej. Na zewnętrznej krawędzi żyły sobie istoty, które korzystając z dogodnych warunków grawitacyjnych urządzały sobie dzikie rajdy na miotłach. Zwyczajna część populacji omijała również te okolice, bo wiedźmoloty obcując w bliskim sąsiedztwie zielonych myszy miały bardzo często dziwne pomysły, na które skazywały tego zwyczajnego biedaka, który im się przypadkiem napatoczył.
I tak, jakimś cudem funkcjonował ten świat pośrodku którego, w centrum obwarzankowej próżni, w miejscu osi obrotu stał fragment płotu.
Na nim siedział kot. Czerń podświetlona zielenią dawała efekt, który przeciętnemu zjadaczowi strawy zmieniał pozycję włosów na wertykalną.
Kot ziewnął.
Siedział od zawsze tak samo. Kontemplował niezliczone eony historii tej pipidówy uniwersum.
Miał tylko jedno zadanie, gdy obracając się wraz z planetą O, będąc tyłem do gwiazdy ujrzał ponownie promień światła miauczał. Dwunożni zrywali wtedy kartki w kalendarzach i witali nowy dzień.
- Miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu... - brzmiało przez długi czas docierając wraz z pierwszymi promieniami do kolejnych rejonów tego cudacznego świata.
Skończył a echa niosły ten dźwięk jeszcze do najdalszych krain. Mrugnął ślepiami. Zadumał się na chwilę, która trwała aż oddźwięk przebrzmiał a gdy znów zobaczył pierwszy promień, otworzył wielki pyszczek odsłaniając monstrualne kły, nadając ten nieruchliwej postaci cała gamę określeń związanych ze skrzypnięciem deski w pustym domu, północą na starym cmentarzu i pełną pieluchą.
- Miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...- wybrzmiało.
Gdzieś na powierzchni tego skalnego bajgla trzasnęły trwożnie drzwi.
Inspiracją był Terry Pratchett :)
no ciekawym jest wymyślenie kota jako budziła, czym koteczek się żywi? monstromyszami? i planeta O płynie w kosmosie? nie dryfuje?
OdpowiedzUsuńa ciag dalszy nastąpi?
Kotecek żywi się ciemna materią. Styknie?
OdpowiedzUsuńCiągu dalszego nie będzie, bo ktoś przypadkiem mi to jeszcze wyda, okrzykną mnie drugim Pratchettem a ten biedak będzie miał wirówkę zamiast spokoju wiekuistego.
;)
myślę, ze by go ubawilo, wszak zycie toczy koło. skoro śmierć jest kobietą to może i jego następczyni tez być.
OdpowiedzUsuńa moze kocik postanowi ruszyć w podróż i opuści obwarzanek.
co sie dalej wydarzy?
ha!
Z opuszczeniem obwarzanka to świetny pomysł, ale zanim co to sporo rzeczy można wycisnąć zanim kocik uzna, że chce uciec z prowincji ;)
Usuńwedług mnie kot nie może opuścić obwarzanka bo zachwieje to równowagę planetową, musiałby jak w Indianie Jonesie coś w te miejsce postawić :D tak jak wywarza się koła samochodu i wciskają takie równoważniki.. i kot jest takim równoważnikiem..tak mi się skojażyło ...
UsuńFaktycznie, masz rację, nie pomyślałam o tym ;) Chociaż właściwie może opuścić i tak jak napisałaś, podstawić kogoś innego na swoje miejsce :D Choćby trywialnego koguta, wtedy świat stałby się trochę bardziej normalny :D
Usuńja tam wymiękam, poległabym przy pierwszym akapicie.
OdpowiedzUsuńu mnie to jedynie krótka forma "pisarstwa"
Przeczytałam :) po wielu miesiącach totalnego lenia nielubienia grzebania po blogach i innych zakamarkach pisarskich ;P pozdrawiam. Edith. od pierwszych liter wali Pretchettem jak z kwiaciarni ;) Bardzo fajny pomysł z tym kotem, a atmosfera ..nie dla ludzi z lękiem wysokości i przestrzeni.
OdpowiedzUsuńLepiej z kwiaciarni niż ze śmietnika np. :D
Usuńa chciałam napisać z rybnego ;P ...
UsuńOj tam, lubię zapach sklepu rybnego jeśli tylko chłodzenie w nim działa odpowiednio :D Gorzej z zapachami sklepu z surowym drobiem ;)
Usuń