środa, 23 grudnia 2015

Tym razem bez grama ironii, nostalgicznie.

Do napisania tego jakieś 10 lat temu skłonił mnie konkurs w naszym regionalnym radiu.
Wygrałam 10 kg mąki :D ale co tam, cieszę się, że zmobilizowałam się, bo takie wspomnienia są bezcenne.
Dziś oddaję głos kilkulatce, jeszcze z okresu PRL-u. Wykopałam z czeluści backupów. I się popłakałam czytając, z żalu, bo tęsknię. Z osób tam występujących połowa już w tym lepszym świecie.

Z dedykacją - tym, którzy próbowali mnie wyprowadzić na ludzi.

"Przytarte upływem czasu wspomnienia Gwiazdki z dzieciństwa mają w sobie jakąś magię.
Wszelkie tradycje zaobserwowane w tym czasie pozostają w nas na całe życie.
A oto moje wspomnienia :)


W dniu Wigilii nie potrzebowałam dodatkowego budzenia. Oczy otwierały się
skoro świt a ja, nie bacząc na zimno panujące jeszcze w domu (bo dopiero
ktoś w piwnicy szczękał drzwiczkami pieca dając sygnał, że za jakieś pół
godziny będzie ciepło) wyskakiwałam raźno z łóżka, z cieplutkiej pościeli
bez zwykłego sobie w tej sytuacji zwlekania i marudzenia.
Czy jest śnieg?? Czy jeśli był wczoraj to w nocy nie stopniał a jak go nie
było to może akurat zdążył przez noc napadać??
Śnieg jest bardzo ważny, prawie tak samo ważny jak prezenty pod choinką.

Śniadanie, które chciałoby się jeść szybko, bo a nuż czas przyspieszy i
szybciej przyjdzie wieczór, Wigilia i PREZENTY a z drugiej strony
należałoby jeść wolno, bo tylko teraz mogę najeść się dziś do syta, potem
będziemy pościć aż do kolacji. Chociaż mnie jeszcze mama daje do
spróbowania smażoną rybę, której cudowny zapach rozchodzi się po domu w
okolicach południa.

Potem następują często nieco nerwowe przygotowania. Mama ciągle myśli, że
się z czymś nie wyrobi i znów usiądziemy do kolacji w okolicach 19-20.
Obie z siostrą ciągle coś robią. A to kręcą jeszcze jakieś ciasta, gniotą,
wałkują, lepią, smażą, gotują. Moim zadaniem jest schodzenie im z oczu i z
drogi :)
Snuję się po domu patrząc na wolno przesuwające się po tarczy zegarka
wskazówki.
Ech, dopiero 10.
Staram się coś robić, bawić, może czasem coś sprzątnąć, ale tylko czekam i
czekam.
Mogłoby się już zacząć ściemniać, można byłoby wybiec i poszukać pierwszej
gwiazdki.
Ojeeej, dopiero południe.
Wpadła sąsiadka, bo czegoś jej zabrakło.
- O, będzie jałoszka! - krzyczy mama.
No tak, bo na wsi, w gospodarstwie, w Wigilię, jakiej płci jest
odwiedzający, takiej płci będzie cielak, który przyjdzie na świat po
Świętach. Taki zwyczaj, który już nie pamiętam czy się sprawdza ;)

Coś się zaczyna dziać! Tata z bratem biorą się na podwórku za obsadzanie
choinki!
Gdy w końcu przynoszą ją do domu wykonuję dziki taniec radości.
Mam już co robić! Będę pomagać w ubieraniu choinki. Wyciągać z pudełek
świecidełka, podawać ostrożnie temu, kto będzie w tym roku ubierał
drzewko. Muszę uważać, bo niektóre przepiękne, ogromne bombki mają po 20 i
więcej lat! Przecież to całe wieki dla mnie!
Och, czas przyspieszył. Już robi się ciemno! Lampki w końcu świecą. Nigdy
za pierwszym razem :D Zawsze a to jajaś żaróweczka jest przepalona, albo
gdzieś coś nie łączy. Nerwowo drepczę, bo a nuż nie zaświecą. Uff, w końcu
zaświeciły.
Ćhoinka ubrana.
W kuchni trwają ostatnie przygotowania. A to siostra kręci mak z bakaliami
i miodem, a to mama wyławia z garnka ostatnie uszka i pierożki. Jeszcze
kompot, barszczyk, kisiel. Reszta czeka już w spiżarce.
- Basia, biegnij sprawdzić czy już jest pierwsza gwiazdka - krzyczy do
mnie dziadek - tylko pamiętaj, przez rękaw!
- Dziadku, nie dam się już nabrać! - odpowiadam.
Wszyscy się śmieją i wspominają jak mój starszy brat, gdy był mniej więcej
w moim wieku posłuchał dziadka, wziął jakieś stare palto (dziadek mu je
podsunął), nałożył rękaw na głowę, tak aby móc wypatrywać przez niego
pierwszej gwiazdki. Wszystko zgodnie z instrukcjami dziadka. Nałożył
przejęty, patrzy a tu CHLUST! A to nasz dziadek kawalarz wlał mu przez ten
rękaw kubek wody!
Ja się już nie dam na to nabrać :)

W kuchni trwają ostatnie przygotowania, sprzątanie. Potem rozstawianie
stołu, tata przynosi ze stodoły sianko żeby położyć na stole, mama
przykrywa je białym obrusem i obie z siostrą ustawiają na nim talerze,
potrawy.
Zawsze boję się, że coś się przewróci, bo to sianko pod spodem tak się
ugina, szklanki się chwieją, ale jeszcze nic się nie wylało.
Teraz to dopiero jest ruch! Wszyscy się przebierają w odświętne ubrania,
biegają, szukają czegoś jeszcze. Rodzice wymieniają jakieś dziwne
spojrzenia patrząc wymownie na naszą trójkę a szczególnie na mnie -
najmłodszą.
Kazdy, już ubrany idzie aby pomodlić się w ciszy i skupieniu gdzieś w
odosobnieniu. Chwila sam na sam z Bogiem.

Siadamy do kolacji wigilijnej.
Jest czytanie z Pisma Św. o Józefie i Maryi, stajence i małym Jezusku.
Jest modlitwa, podziękowania za ubiegły rok, plony i to, że możemy się
spotkać w komplecie. Tata, jako głowa rodziny składa najpierw życzenia
(zawsze najpierw pada "abyśmy za rok doczekali"), potem przełamuje się z
mamą opłatkiem. To sygnał, że można wziać opłatek i ruszyć z życzeniami.
Uściski, życzenia, łzy wzruszenia. "Żebyś rosła zdrowo."
I w końcu, po tylu godzinach przygotowań, siadamy do stołu.
A tam tyle smakołyków!
Śledzie w oleju, karp, którego nie lubię, bo ma tyle ości, kapusta z
grzybami, ryba smażona, po grecku, szuba, czerwony barszcz z uszkami, do
którego mamie znów sypnęło się nieco więcej pieprzu ;) kutia, kisiel,
kompot z suszonych owoców.
Kolacja mija przy gwarze rozmów, wybuchach śmiechu. Nigdy w milczeniu.
Wszyscy się cieszą a ja szczególnie, bo przecież niedługo... prezenty!
Tak, siedzę twardo i czekam, bo może w końcu uda mi się zobaczyć tego
Mikołaja, który zostawia prezenty pod choinką! Dotychczas nigdy mi się to
nie udało. Ale Mikołaja jak nie było, tak nie ma.
- Basiu, idź do spiżarki i zobacz czy nie zostawiłam tam zapalonego
światła, bo coś mi się tak wydaje - mówi do mnie mama z jakąś dziwną miną.
Akurat teraz! A jak przyjdzie Mikołaj?? Ale idę posłusznie.
Światło zgaszone, cisza. Wracam szybko, patrzę a tu SĄ! Leżą pod choinką!
Znów był Mikołaj a mnie nie było!
Ale to już nieważne. Biegnę, patrzę które dla mnie, rozpakowuję. Zawsze
tyle tych papierów, że trudno się przebić!
Pierwszy prezent, drugi... Ale fajne!

Nie chce nam się ruszać od stołu, długo rozmawiamy, oglądamy prezenty.
Ktoś zaczyna śpiewać kolędy, reszta się dołącza.
A ja bawię się, czytam, cieszę się.
Dziś mogę siedzieć ile tylko chcę!
Ale w końcu chce mi się spać.
Zasypiam.
Wiem tylko, że reszta (oprócz mamy, która zostaje ze mną w domu) pójdzie
na Pasterkę.
Kiedyś też z nimi pójdę.

A jutro będą ciasta, i inne, już nie postne potrawy.
I goście!
A pojutrze może przyjdą kolędnicy?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz