piątek, 1 stycznia 2016

Opisy - moja zmora

Tak je rozbudowuję, wręcz lubuję się w nich, że przesadzam.
I pomyśleć, że jako czytelnik omijałam je wzrokiem.

Kawałek roboczego tekstu - książeczki, nad którą siedzę obecnie.


Człap, człap. Noga za nogą. Jeden krok, drugi... kolejny.
Na dworze był piękny dzień i chociaż niebem płynęły dość szybko mniejsze lub większe bałwanki to zza nich często wyglądało słońce ocieplając i rozweselając świat.
Długie kroki, wolne, drobne, szybkie, lekkie. Tak charakterystyczne dla każdego człowieka, jak jego chodzące DNA. Gwar miast nadawał tempa, zwłaszcza samochody jadące szybko i trąbiące sprawiały wrażenie, że trzeba ciągle biec by się gdzieś nie spóźnić.
Na szczęście skręcając z głównej ulicy w boczną tempo ruchu zwalniało, można było odprężyć się, rozejrzeć wokół, zwłaszcza, że z boku ciągnął się rząd sklepów z dużymi witrynami.
Tutaj sklep AGD, który godnie reprezentuje piękna, porcelanowa zastawa a gdzieś w kącikach jakby wstydliwie przycupnęły garnki i patelnie, które chętnie schowałyby się za firanami i zasłonami z sąsiedniej wystawy. A owszem, pięknie marszczone firany i zasłony chętnie użyczyłyby prywatności potrzebującym, bo i tak mają ostatnie słowo i są zawsze pierwsze. Nie muszą z nikim rywalizować. Kolorami przyciągają wzrok ludzki a bielą firan dodają przytulności. Ach, przydałby się tam wygodny fotel, na którym można by zażyć chwili relaksu.
Ale fotel był w sąsiednim sklepie i zapraszał do wejścia i zakupu. Czekał z kolegami stolikami, krzesłami, łóżkami, koleżankami szafami na zaproszenie do jakiegoś miłego domu.
Takie widoki czekały na przechodniów ulicy Miodowej. Czekały też same witryny lśniąc w słońcu i ciekawie łapiąc spojrzenia ludzkie, obserwując ich sylwetki, miny, podsłuchując różne dialogi.
Większość z nich tkwiła w letargu, przyjemnym lenistwie i czy to grzało je słońce, czy mył deszcz było im wszystko jedno.
Między sklepem meblowym a sklepem z zabawkami przycupnęła mała księgarenka. Za szybą stały najróżniejsze książki. Nowości, prawie ciepłe, prosto z drukarni, wabiące czytelników zapachem druku. Opasłe tomiszcza klasyków, statecznie tkwiące na półkach. One nie musiały zabiegać o chętnych, je się po prostu znało. Czekały na kolejnych nabywców, którzy z pewnych powodów ich jeszcze nie posiadali. Taaak, te książki cieszyły się ogólnym poważaniem, miały historię.
Nowości zazdrośnie patrzyły na nie. Musiały stroić się w kolorowe okładki krzyczące „jestem niesamowicie ciekawa! Przekonaj się! Kup mnie!”
Za to książki dla dzieci za nic miały wszelkie sprzedażowe wyścigi, mimo że też były kolorowe i wesołe. Beztrosko śmiały się do wszystkich, nigdy nie opuszczał ich dobry humor.
Być może tak różnorodne towarzystwo, przechowujące w słowach wiedzę całego świata wpłynęło na szybę witryny. Daleko jej było do leniwego półsnu. Nie mogąc się ruszyć z miejsca, ciekawie chłonęła wszystko wokół. Żadna zmiana pogody nie umknęła jej uwadze, każdy lecący ptak, przebiegający kot czy pies, myszy, wszystko to przyciągało jej uwagę. I ludzie.
Ludzie.
Często zatrzymywali się. Widocznie człowiek lubi książki, interesuje się nimi. A jeśli nie, to chociaż przejrzy się w szybie, poprawi fryzurę, ubranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz