środa, 15 czerwca 2016

Niferet



Zrzut odbył się w nocy z 12 na 13 dzień czasu Wielkiego Smoka. Oblepiająca ciemność nie dawała szansy oczom nawet najwprawniejszego tropiciela. Dyskoloty poruszały się tylko według prowadzenia maszyn obliczeniowych a całą grupę na miejscu przejęła tutejsza frakcja Mortena. W większości ich ludzie, mieszkający tu od urodzenia, poznawali okolicę od dziecka i obecnie nie potrzebowali wzroku by wiedzieć gdzie się znajdują i dokąd zmierzają.
Niferet miała za zadanie obserwowania w fotochromach drugiego niebieskiego punktu. Pierwszym była ona sama. Każdy najemnik jej oddziału był określonym kolorem i miał swojego barwnego, miejscowego odpowiednika, którego miał się pilnować.
Nie szli grupą. Na wszelki wypadek szybko się rozproszyli a system lokalizacji nie pozwalał im się pogubić.
Niferet była tu już trzy okresy księżyca temu i jeszcze wcześniej, ale to zawsze wyglądało tak samo: zrzut, kolorowe punkty widoczne tylko w fotochromach, przemieszczające się szybko zaułkami miasta, wtopiona w otoczenie, ukryta baza. Zawsze czuła to samo, czyli prawie nic. Wszystko było wyćwiczoną rutyną, nie zdarzały się żadne improwizacje.
Mijając jakieś obiekty poznawała je tylko po głębszej czerni, ale nawet nie próbowała domyślać się ich przeznaczenia. Pewnie normalnie, za dnia miasto żyło. Żony wołały przez okna mężów, jak zwykle zapominających tahili do pracy. Matki wyglądały za swoimi dziećmi bawiącymi się na podwórkach. Na ulicach był zwyczajny ruch i tumult. Teraz wszystko pogrążone było w mniej lub bardziej głębszej czerni.
Czasem, wychodząc za dnia z ćwiczeń w zbrojowni spoglądała w górę by chociaż tak spróbować wyobrazić sobie układ ulic, budynków, status tej czy innej części miasta. Miała na to mało czasu, tyle co przejście z jednego budynku do drugiego. Nikt nie miał prawa zastanawiać się, skąd wzięły się nowe osoby, bo dla zwykłych ludzi baza była zwykłą firmą transportową i każdy obcy mógł zwrócić uwagę tych, których nie powinien prowokować do domysłów.
Teraz też wszystko szło rutynowo. Musiała tak rozdzielić uwagę by dokładnie śledzić tor ruchu pierwszej niebieskiej kropki a jednocześnie całą sobą wyczuwać otoczenie by nie natrafić na żadne terenowe niespodzianki. Szli w pewnej odległości od siebie, nie za blisko, bo mogliby tworzyć razem zbyt dużą płaszczyznę głębszej czerni. Nie mogli maszerować, ich krok musiał być lekki, mało słyszalny i nieregularny. Żadnych wzorców dla uszu. Mieli być nocnymi gryzoniami grasującymi po zaułkach.
Nifret „tańczyła“ często zmieniając rytm. Wyćwiczone odruchy nie pozostawiały miejsca na strach a „opieka“ operatora maszyny cyfrowej i miejscowego zwalniała ją z troski o topografię miasta. Może za następnym i następnym razem zapamięta wzór ich wędrówki, ale właściwie po co ma zaśmiecać swój umysł.
Nifret nagle stanęła. Fala chłodu rozeszła się po jej ciele.
Wszystkie kropki zniknęły.

6 komentarzy:

  1. Rozumiem że to był taki mały prolog a dalsza część już niedługo?

    OdpowiedzUsuń
  2. A jest zapotrzebowanie na dalszą część? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no i co dalej?
    czekamy czekamy proszę ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, proszę, jaki odzew ;)
    Będziecie musiały poczekać aż się ogarnę z robotą i przysiądę na spokojnie, ale kombinuję, jak to dalej pociągnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moge podpowiedzieć, Niwet dostała obuchem od tyłu, a dla maszyny cyfrowej Windows się zawiesił ;D

    OdpowiedzUsuń